Design Thinking w Polsce jest w fazie boomu. W fazie wprowadzania do instytucji, rozliczania z jego mitami, na zmianę chwalony i krytykowany. A jak to wygląda w Berlinie – europejskim centrum DT? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie na podstawie doświadczenia zdobytego podczas studiów i pracy z Design Thinking, właśnie w stolicy Niemiec.
D-School
Nazywam się Andrzej Karel i jestem absolwentem D-School w Poczdamie, a dokładniej dwustopniowego kursu w HPI School of Design Thinking. Hasso- Plattner Institiut to jedna z najlepszych prywatnych uczelni IT w Niemczech, założona przez współtwórcę SAP. W 2005 roku Plattner we współpracy z firmą IDEO otworzył pierwszy na świecie „d.school” przy Stanford University w Palo Alto. Dwa lata później otworzył podobny wydział przy swoim instytucie w Poczdamie (tuż obok Berlina). Obie uczelnie są jedynymi na świecie organizacjami oficjalnie prowadzącymi kursy Design Thinking, chociaż rozmyślnie nie oferują one wyższego wykształcenia w akademickim rozumieniu. W D-School Potsdam co semestr zajęcia prowadzone są dla 80 uczestników na kursie Basic Track, z których 30-40 osób kontynuuje naukę na Advanced Track. Ja ukończyłem go w lutym 2013, do tej pory jako jedyny Polak.
Basic Track podzielony jest na projekty jedno-, trzy-, oraz sześciotygodniowe. Z kolei Advanced Track obejmuje dwanaście tygodni pracy. W ramach każdego projektu tworzone są nowe zespoły, które w trakcie kursu kilkakrotnie powtarzają proces Design Thinking. Projekty są inicjowane i prowadzone we współpracy z zewnętrznymi firmami czyli partnerami projektu. W ubiegłych latach były to m.in. Deutsche Telekom (T-Mobile), Panasonic, Intel, czy nawet takie organizacje jak Kammerakademie Potsdam (Poczdamska Orkiestra Symfoniczna) i Bundespolizei.
Partnerem sześciotygodniowego projektu mojego zespołu była agencja koncertowa MCT, a partnerem dwunastotygodniowego– Genovasi, malezyjska instytucja promująca innowacyjność w tym kraju. O tym jak ważna jest bliska współpraca z partnerem każdego projektu i ile korzyści ze sobą niesie, przekonałem się nie raz, np. prowadząc w Kuala Lumpur warsztaty co-creation wraz z zespołem Genovasi i młodymi Malezyjczykami.
Zajęcia w D-School są prowadzone dwa dni w tygodniu, w formie całodniowych warsztatów. Ja dodatkowo odbyłem praktykę marketingową w D-School, dzięki czemu miałem do czynienia z DT w pełnym wymiarze godzin. Swoje doświadczenia i obserwacje zamieściłem w pracy magisterskiej pt. „Zarządzanie innowacjami w oparciu o metodologię Design Thinking, na przykładzie projektu „Social Impact Net” w firmie SAP AG, Niemcy”, którą obroniłem na katowickim Uniwersytecie Ekonomicznym w 2013 roku.
Team comes first
Przy tworzeniu zespołów w HPI School of Design Thinking szczególny nacisk stawia się na różnorodność w grupach, by maksymalnie zwiększyć ich potencjał kreatywny. Żeby usprawnić działanie każdego zespołu, korzysta się z odpowiednich narzędzi umożliwiających sprawną kooperację wszystkich członków multidyscyplinarnej i często międzynarodowej grupy. Przykładowo, w semestrze letnim 2012 (Basic + Advanced) w D-School znaleźli się studenci z 68 uniwersytetów reprezentujący 78 różnych dyscyplin, w wieku od 22 do 36 lat. Wśród 5-6 osobowych zespołów znajdowali się studiujący np. biznes, socjologię, medycynę, grafikę, filologię czy projektowanie produktów. Każdy zespół prowadzony były przez 2-3 coachów, czyli osoby świetnie znające metodę Design Thinking, wywodzące się także z różnych profesji.
DT w praktyce
To w jaki sposób są prowadzone projekty DT mogłoby być tematem osobnego artykułu. W skrócie wersja procesu DT uczona w Poczdamie składa się z 6 kroków:
1) Understand
2) Observe
3) Synthesize
4) Ideate
5) Prototype
6) Test
Wykorzystywane przez nas metody i narzędzia są łatwo dostępne dla wszystkich – np. obserwacje, persony, prototypowanie czy też zasady prowadzenia burz mózgów. Trzeba jednak zaznaczyć, że pewne nawyki i „triczki” wchodzą w krew dopiero po tygodniach, jeśli nie miesiącach pracy tą metodą. Przeprowadzanie projektów w oparciu o prawdziwe problemy konkretnych firm, z ludźmi z całego świata, daje niesamowitą satysfakcję. Jest to sposób uczenia naprawdę różny od tego, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni na polskich uczelniach.
Rozmawiając ze znajomymi doszliśmy do wniosku, że Basic Track zaowocował zmianą sposobu naszego myślenia, wyćwiczył nasze kreatywne bicepsy. Pokazuje to poniższy film z finałowych prezentacji projektów. Natomiast stopień zaawansowany wyeliminował to, co często jest zarzucane DT – wymyślanie niesamowitych, ale nierealnych projektów, takie “wishful thinking”. Stwierdziliśmy, że Advanced Track to była konkretna praca, która naprawdę dążyła do rozwiązywania problemów współpracujących z nami firmy.
DT – moje doświadczenia
Oto kilka najważniejszych lekcji, które wyniosłem pracując z DT:
1. Zyskałem pewność, że rozwiązanie jakiegokolwiek problemu może być zupełnie inne niż pierwsza myśl. Odruchowe wręcz staje się myślenie, że musi być o wiele więcej sposobów wyjścia z danej sytuacji, a „jedyne słuszne” rozwiązanie, do którego wszyscy są przyzwyczajeni… często jest błędne. Wiąże się to z faktem, że DT zaczynasz się uczyć jako procesu, natomiast po kilku miesiącach jest to bardziej „mindset” niż receptura krok po kroku. Znacie ten kawał:
– Ilu designerów potrzeba, żeby wymienić żarówkę?
– A czy na pewno musi to być żarówka?
2. Badania jakościowe i praca z użytkownikiem są niesamowicie ważne. Wcześniej, jeszcze jako student marketingu nie widziałem specjalnego sensu w „wychodzeniu i rozmawianiu z ludźmi, bo grupa jest pewnie tak mała, że nie jest reprezentatywna dla całości zbioru”… W DT obserwacja i badania jakościowe mają służyć tworzeniu hipotez, a nie ich walidacji. Mają być gruntem dla pomysłów, a nie suchą kalkulacją. A przeprowadzanie burzy mózgów bez przygotowania da prawdopodobnie w wyniku pomysły, które odpowiadają na nie ten problem, który powinniśmy poruszyć.
3. Praca w zespole jest bardzo istotna. Truizm, oczywistość… ale prawda. W praktyce efekt pracy (produkt, prototyp, cokolwiek) jest w gigantycznym stopniu zależny od jakości współpracy zespołu. Dlatego tyle samo uwagi co samemu projektowi, poświęcane było mówieniu „o nas”. Być może dla obserwatora z zewnątrz codzienne działania typu team building to przesada, ale moje doświadczenie pokazało, że dają one bardzo konkretne i wymierne efekty.
4. Podstawy Design Thinking są proste, ale na pewno nie można jej poważnie nauczyć się w kilka dni. Jak każda dziedzina wymaga praktyki i błędów. Problem z DT polega na tym, że osoby patrzące z zewnątrz widzą tylko grupę ludzi (często w designerskich okularach albo wręcz poprzebieranych) bawiącą się karteczkami post-it. To tak, jakby powiedzieć, że szachy są łatwą grą, bo przecież wystarczy przestawiać figurki. Dodatkowo w sieci panuje przekonanie, że DT to magiczna metoda, która rozwiąże każdy problem. Prawda jest taka, że może i rozwiąże ona ich wiele, ale nie mniejszym nakładem pracy i czasu, niż jakiekolwiek inne podejście.
5. D-School to dla mnie przede wszystkim niesamowita sieć osób, które są bardzo chętne do działania. Mimo że to ludzie bardzo od siebie różni, to ostatecznie wypracowaliśmy sobie wspólny język i umiemy ze sobą bardzo efektywnie pracować. Dzięki tej sieci znajomości znalazłem pracę w Creation Center w Deutsche Telekom, gdzie pracuję jako Product Manager przy start-upie Soundian.
Prezentacja slideshare: Introducing the HPI D-school
DT a Berlin
Berlin jest już dojrzałym rynkiem jeśli chodzi o scenę DT oraz Service Design. Tam nie trzeba przekonywać firm i tłumaczyć nikomu, że design to nie tylko meble i logotypy (nie zrozumcie mnie źle – wiem, że logotypy i komunikacja wizualna jest niesamowicie istotna). To rynek profesjonalny, gdzie są pieniądze na projektowanie, a nie gdzie myśli się, że wszystko można zrobić „po kosztach”. To bardzo prężna scena start-up’owa, to spotkania Service Design Drinks, biura co-workingowe. Ale to też rynek przesycony – Berlin jest miastem pełnym grafików i projektantów wszelkiej maści, którzy nie mogą znaleźć pracy.
Mimo, że Berlin jest stolicą Niemiec, to z pewnością jest inny niż reszta kraju. Klimat tego miasta jest bardzo specyficzny – dla mnie to takie „love & hate relationship”, bo np. denerwuje mnie jego wieczny brud, ale uwielbiam jego energię do działania. Ponadto ma jeszcze jedną cechę, której mi u nas brak – to rynek gdzie profesjonalnie nie musi oznaczać w marynarce, pod krawatem, strojąc się na wielkiego biznesmena. Z doświadczenia wiem, że wynajęcie starego kasyna, przerobienie go na biuro co-workingowe wcale nie oznacza, że jakość pracy w tym miejscu będzie niższa, niż w wieżowcu warszawskiej korporacji.
DT a Warszawa i Polska
Na początku 2013 roku, czyli po zakończeniu nauki w D-School, zastanawiałem się nad powrotem do Polski. Wtedy naprawdę niewiele osób u nas mówiło o DT, co mogło być idealną okazją do stworzenia czegoś własnego. Postanowiłem jednak zostać dłużej w Niemczech i zdobyć jak najwięcej doświadczenia w innowacyjnym projekcie – Soundian – polegającym na stworzeniu czegoś z pozoru prostego, a jednak nowatorskiego. Aktualnie nadal pracuję przy Soundianie, z tymże już w Warszawie. Na decyzję o powrocie do kraju miał także wpływ szybki rozwój DT w Polsce. Co ciekawe zauważam różnice w postrzeganiu Design Thinking u nas i w Niemczech. I słusznie, gdyż w 100% popieram fakt, żeby wypracować nasz własny model.
Mam wrażenie, że DT w Polsce opiera się na 2 filarach: technologicznym – skupiającym osoby z politechnik, zainteresowane drukiem 3D itd. oraz marketingowym, gdzie DT jest traktowany jak następne narzędzie sprzedaży (co pokazują np. publikacje w Marketing+ oraz Marketingu w Praktyce). W Niemczech z kolei dużo więcej zainteresowanych DT osób wywodzi się ze świata humanistycznego – to np. filolodzy, graficy, osoby promujące social innovation. Obawiam się, że możemy nadmiernie skupić się na technologii albo na biznesie, a nie na potrzebach ludzkich, od których powinno wyjść całe DT!
Zauważyłem też, że u nas – oprócz doświadczonych projektantów w tradycyjnym rozumieniu tego słowa oraz pojedynczych poważnych instytucji – pojawiła się pewna grupa zapaleńców DT. Zastanawiam się tylko, ile osób ma autentyczne doświadczenia z wykorzystywania go w projektach i firmach? Rozumiem, że od czegoś trzeba zacząć, ale nalegałbym, żeby nie przyklejać sobie tytułu trenera DT po odbyciu weekendowego kursu. Sam staram się propagować DT w Polsce po to, żeby ludzie mogli je następnie wykorzystać w swojej codziennej pracy. Robię to póki co przez bloga i Facebooka Sto Linków Service Design Thinking, gdzie umieszczam najlepsze narzędzia, artykuły i filmy związane z tym tematem. Ponadto działam razem z Design Thinking Warsaw i Design Thinking Poznań. Bardzo mnie ciekawi Wasze zdanie na temat sytuacji DT w Polsce, więc zachęcam do komentowania. A osoby zainteresowane współpracą zapraszam do kontaktu mailowego.
Tekst: Andrzej Karel